Sonntag, 29. April 2007

...

Im czlowiek bardziej nieszczesliwy tym bardziej rozwija sie tworczo, dlatego warto wykorzystywac te momenty i tworzyc, tworzyc, tworzyc. Niesamowity potencjal mozna wtedy odkryc. Zauwazam, ze choc nie planowalam i nigdy nawet nie bylam zwolenniczka pisania o swoich uczuciach na blogu, teraz inaczej na to patrze. Bo nie mozna wszystkiego w sobie trzymac, a gdy nie potrafi sie rozmawiac na zywo...co pozostaje? Dla mnie rozmowa nigdy nie oznaczala tylko wymiany informacji...a jesli tak jest przez dluzszy czas...to zostaje blog...ktory wszystko przyjmnie, kazde jedno slowo i kazda mysl...

...STOP dla rozowego!!!...

Jak wielka mam toleracje do panujacej obecnie mody noszenia rozowych koszul przez mezczyzn, tak ma ona swe granice, ktorych w moim mniemaniu przekraczac nie wolno. A przekroczeniem ich jest chocby to: "ono", jeszcze wygladajace na mezczyzne, ale stojem przypominajace, nie przesadzajac, 10letnia dziewcznynke. Ale skoro rozowy jest teraz w modzie, to dlaczego by nie zalozyc czegos obcislego, co podkresli ksztalty i jeszcze odpowiednio rzucilo sie w oczy wielkim napisem "LOVE" na przodzie. Efekt osiagniety, uwaga przykuta! Na tyle skutecznie, ze bylam gotowa zrezygnowac z pociagu, ktory mial zawiezc mnie po pracy do domu. Ale jak moglam sie oprzec tej rozowej koszulce, amarantowej torbie i gladkim, dokladnym i delikatnym ruchom rozczesywania wlosow...Brzmie antygejowsko, a w dodatku robie to swiadomie. Nie ukrywam, ze nie jestem zwolenniczka eksponowania swego plcio-niezdecydowania.Moze to nie jest modne, teraz tyle sie mowi o toleracji! XXI wiek wita nas metroseksualizmem, a we mnie cos wola o powrot dawnych czasow, choc w czesci jego aspektow!

Freitag, 27. April 2007

luzne mysli w trakcie niezrozumialego wykladu...

Po jakims czasie w nowym miejscu zlewam sie z otoczeniem. Wychodzac z pociagu juz nie zwracam uwagi na tych wszystkich ludzi o roznym kolorze skory i nie slysze obcego jezyka dookola. Idac do urzedu nie zastanawiam sie juz, jak logicznie sformulowac moje zapytanie. Czekam, siadam i mowie. Bywaja dni, gdy nawet mysle po niemiecku. Zaczynam rozumiec tych, ktorzy przyjezdzaja i osiedlaja sie tutaj. Gdy ma sie rodzine, prace i brak barier w porozumiewaniu, pozostaje tylko gleboko zepchnieta mysl o domu. Da sie jednak z tym walczyc.

Dienstag, 24. April 2007

Czasem jest tez drugie dno...

Jak mozna o czyms porozmawiac, jesli ma sie problem z zdefiniowaniem tego co sie czuje i mysli? Byc moze nie poswiecam sobie zbyt wiele czasu, wydaje mi sie, ze siebie znam, a nie mam chwili zajrzec wglab i dokonac analiz. A bez analiz, jak moge wprowadzic zmiany? A bez zmian, jak mam sie rozwijac? Tkwie w jednym miejscu i czekam...czekam juz ktorys dzien...na co? Zbyt wiele czasu spedzam na czekaniu...az cos sie wydarzy, az cos sie zmieni, az cos dostane, az czas rozwiaze sam moje problemy... Czekanie wyjelo mi, tak wielka z perspektywy, czesc mojego zycia. Co mnie hamuje?

Uplyw czasu...

...Wszystko zmierza ku dobremu, powoli moje plany wchodza w zycie i spokojnie to przyjmuje jako normalna kolej rzeczy. Sukcesy zachecaja do pozytywnego myslenia. Czas szybko plynie, coraz latwiej mi jest tu zyc, choc nie marze o zostaniu tu na zawsze. Obserwuje zmiane w swoim mysleniu...i troche mnie to przeraza. Mialam juz ulozony plan, teraz mysle czy aby napewno byl najlepszy. Wciaz jednak staram sie isc do przodu, stawiac male kroki niz porywac na wielkie rzeczy bez przygotowania. Znam siebie...wiem, ze brak mi wytrwalosci. Dlatego zdobywam male rzeczy i skladam je w wielka calosc. Wciaz jednak mnostwo pracy przede mna, ale sukces coraz wyrazniej pojawia sie na moim horyzoncie. Chcialabym jedynie bardziej poznac siebie przez wiecej dzialania...

Sonntag, 1. April 2007

Pana W. przygod kilka...

....W poszukiwaniu zywych i martwych obiektow do zdjec, a zarazem w celu oszacowania czasu potrzebnego na piesze dotarcie z mojego osiedla do centrum miasta, wybralam sie na spacer z aparatem. Nie znam tu jeszcze zbyt wiele osob, wiec spacery na razie proponuje tylko jemu, jako, ze nie smie mi nigdy odmowic. Kilkadziesiat krokow od mojego bloku spotykam na swej drodze nic innego jak ... wozek sklepowy. Calkiem spokojnie, jakby nigdy nic stojacy sobie na chodniku wozek. Choc poruszal sie moze w sobie zauwazalnym tempie? Moze tylko przystanal na chwile by podziwiac budzaca sie do zycia przyrode?. Wybieram ta opcje, bo nawet nie chce myslec, ze ktos go tak brutalnie porzucil, w dodatku na srodku osiedla, ktore w miescie nazywane jest gettem!


Ide dalej, lecz "Dobry pocztek!"- mysle. Skoro wychodze z domu i natychmiast napotykam niespodziewane zjawisko to znaczy, ze czeka mnie jeszcze cos ciekawego...
Tego sie nie spodziewalam!
Kolejny wozek?... To zakrawa juz na jakas organizacje! Mam nadzieje, ze nic zwiazanego z terroryzmem, tyle sie slyszy o jego obliczu w dzisiejszych czasach! Moj umysl nie dopuszcza tak skrajnej teorii. ..To napewno spotkanie kolezenskie!:) Kazdy przeciez zasluguje na chwile odpoczynku w ciagu dnia, nie mozna tyle dzwigac i dzwigac bez wytchnienia. Posluzywszy sie wiec dedukcja, utwierdzam sie, ze niewatpliwie wozek 1 i wozek 2 umowili sie na kolezenska pogawedke (tu zakladam ze wozki komunikuja sie miedzy soba i tworza silna wspolnote, ktorej wyrazem jest laczenie sie ich ze soba przed supermarketami)

....Podazam dalej, mijam polskie nazwy ulic w niemieckim brzmieniu. Pogoda jest kiepska, szaro, zimno. Dlaczego wlasnie wtedy gdy mam wolne to pada?

Nagle!!!! Moim oczom ukazuje sie cos starsznego!!!....


Wszystko jasne! To akcja ratunkowa! Musial ich kolega niezle zabalowac poprzedniego dnia, ze na kolkach sie nie mogl utrzymac! Tego bym sie jednak w Niemczech nie spodziewala! Oczywiscie nie smialam nawet ingerowac w zastana sytuacje, bo jesli pijane wozki maja tak jak dzikie zwierzeta? Dotkne, a potem stato go odrzuci? A przez to zabraknie dla niego zaczepu przed supermarketem? O nie! Ja komus zycia nie zmarnuje! Ide dalej...

Teraz to jest moja Alma Mater

Choc niewiele mam zajec (dzieki Bogu, ze urodzilam sie Polka i zycie nauczylo mnie kombinowac) szybko zauwazylam roznice w poziomie nauczalnia miedzy naszym rodzimym krajem, a Niemcami. Nie chce tu w zadnym wypadku uogolniac, napewno wiele jest w Niemczech uniwersytetow, gdzie nauka wyglada podobnie jak u nas. Jednak pewne "drobne" szczegoly rzucaja sie natychmiast w oczy. Szczegolnie atrakcyjnie przedstawiaja sie roczne praktyki w zawodzie, gdzie przy wyborze nie istnieje wlasciwie ograniczenie co do miejsca destynacji...Szanghaj, Dubaj, Nowa Zelandia... marzenie nie tylko turysty, ale kazdego kto chce zwiazac swoja przyszlosc z hotelarstwem. Szkola jest anglojezyczna, lecz nie w polskim tego slowa znaczeniu. Rzadko kiedy slychac tu lamany angielski, prowadzacy w wiekszosci to native speakerzy, badz conajmniej ludzie, ktorzy spora czesc sowjego zycia spedzili za graniaca pracujac w roznych dziedzinach turystyki. Chetnie sie przychodzi na zajecia, gdzie mozna uslyszec o wahlarzu z zycia wzietych przykladow, a w odpowiednim momencie ksztacenia przejsc do raktyki. No i jezyki obce, chyba nigdy w ciagu czterech godzin zajec nie nauczylam sie tyle nowych rzeczy. Godne podziwu! W obliczu tych trzech istotnych faktow, drobne niedociagniecia, ktore zdarzaja sie zawsze, niknal gdzies w cieniu...

Monotonia...

...w duzej mierze uzalezniona tylko ode mnie. Zajecia, wolne, zajecia, wolne. Zabieram ze soba aparat, zeby innym okiem popatrzec na miasto. Moze to moj nastroj, a moze pogada nie pozwalaja mi odkrywac nic szczegolnego. Brak mi tu duszy, unoszacego sie powietrzu zapachu wyjatkowosci. Mysle o podrozy na wschod, o Ukarainie. Czasem gdy wracam wieczorem z zajec, siedzac w miejskiej kolei, szukam choc drobnego podobienstwa do rosyjskiego metra, do tramwajow we Lwowie, z gruba, wymalowana mocna, czerwona szminka i ubrana w fartuch kontrolerka. Zbyt mocno przeniknela mnie slowianska mentalnosc, zbyt mocno by moc myslec, ze tu moglby byc moj dom...