Mittwoch, 21. März 2007

Dzieci wesolo wybiegly ze szkoly...

Calkiem spokojnie, jako ze publicznie jestem raczej osoba spokojna, wsiadlam dzis w moj pociag na uczelnie. Wsiadlam, usiadlam i bylo calkiem dobrze do czasu gdy na jednej ze stacji wlalo sie do pociagu stado dzieciakow, nie przypuszczam, ze starszych niz 9-10 lat... i sie zaczelo...
W jednej chwili "standardowi" pasazerowie zagineli gdzies posrod unoszacych sie w powietrzu papierow, latajacych obiektow i o malo co nie latajacych dzieci. Czasem, w trudych momentach marze o tym, zeby choc na chwile zniknac, stac sie niewidzialna. Dzis w pewnym sensie poczulam jak to jest, szczegolnie jak batonik z drugiego konca wagonu uderzyl tuz nad moja glowa. Nie sadze aby rzucajacemu chodzilo o wypowiedzenie mi "batonikowej wojny", zdawal sie raczej nie przejac niecelnym trafieniem. Wnioskuje to po jego minie: beztroskiej i obojetnej na otoczenie. Fakt faktem, dobrze karmia tu dzieci, bo rzut byl mocny...ale najwidoczniej moj zielony plaszcz musial tak bardzo zlac sie z barwa fotela, ze to cudowne niemieckie dziecko mnie nie zauwazylo. No bo przeciez niemieckie dzieci sa taaakie grzeczne...

Samstag, 17. März 2007

Chemia, plastik i lenistwo

Jest fascynujacym i przerazajacym jak niesamowite produkty napotkac mozna w tutejszych sklepach. Polki uginaja sie od zasloikowanych produktow wszelkiej masci, a Niemcy pakuja je w wielkie koszyki i stoja w dlugich kolejkach wykladajac kolejno na tasme dokladnie zafoliowane i plastikopodobne jedzenie. Czasem wchodze do sklepu z samej checi poogladanie tych osobliwosci. Troche kojarzy mi sie to z sala do biologii w podstawowce. Pamietam wszystkie te z lekka popekane, zalatujace staroscia, zatopione w formalinie rozne czescie ssakow i innych stworzen. Nie sposob pozbyc mi sie tych skojarzen w zetknieciu z calym rzedem parow, parowek, paroweczek i Bog wie czego jeszcze, o roznej grubosci, ksztalcie...i smaku choc kosztowania pod uwage nie biore;P
...W calym natloku tych fantastycznych przysmakow niemieckiej kuchni, hitem dla mnie nadal pozostaja obrane , do polowy ugotowane i wsadzone do sloika ziemniaki. Dwa uczucia we mnie wywoluja- zdziwienie i"jak mozna byc tak leniwym i kupowac ostrugane ziemniaki w sloiku?" i wspolczucie, bo skoro ktos za nich obiera ziemniaki, to musi byc bardzo zapracowany narod. A jak zapracowany to i pewnie zmeczony. Tak wiec szkoda mi Niemcow, przynajmniej w tej jednej kwestii...

Freitag, 16. März 2007

Ludzie i okolica

Nowy mieszkaniec jest najwyrazniej atrakcja, przynajmniej ja sie tak wczoraj poczulam. W bardzo szybkim tempie poznalam moich dwoch sasiadow, trzeci natomiast ma chyba bardzo dobry sluch, bo natychmiast przybiegl do kuchni, ktora jest wspolna, gdy tylko uslyszal ze tam jestem...przy czym nie zdazylam powiedziec jeszcze nic oprocz "czesc", a juz okazalo sie ze wie jak sie nazywam i skad jestem. Wiesci szybko sie rozchodza:) Wciaz przeszkadza mi, ze moj niemiecki nie jest plynny...jest wiec nad czym pracowac w czasie pobytu tutaj. Czuje ze potrzebuje troche czasu dla siebie na przywykniecie do nowego miejsca i stopniowego poznania ludzi, szukalam prywatnosci, a z drugiej strony mam wrazenie ze to najwyzsza pora wyjsc ze swojej skorupki.

..Udalo sie dzis dopiac sprawe learning agreement. Mam podzial godzin zgodny z moimi zyczeniami, a to oznacza, ze zyskalam 4 dni w tygodniu wolne! Do tego przyjazny obcokrajowcom Burgersamt w Bonn obdarowal mnie ksiazeczka pelna darmowych wejsciowek, ktore regularnie planuje wykorzystywac w swoim wolnym czasie:)

Tannenbusch II


...Wsiadam w kolej miejska i jade na przedmiescia Bonn...ciemno, ciemno, ciemno...az w koncu widok jak z ojczystych blokowisk- moj nowy dom. Przez chwile nie czuje sie jak w Niemczech tylko jak gdzies na Slasku- szaro, tylko ludzie jacys inni. Po drodze mijam fabryke Toitoi'ow... Jestem na miejscu, nie duzo sie pomylilam w skojarzeniu ze Slaskiem - po lewej ulica Katowicka, idealna nazwa dla tego miejsca. No i moj akademik - 9 pietrowy szary budynek pamietajacy wystrojem lata 70te. Czuje ze bedzie ciekawie!:)
...Po krotkim oprowadzeniu mnie po tajemniczych zakamarkach budynku, moj przewodnik- wesoly, lecz czasem wylacznie sam smiejacy sie ze swoich zartow student, pokazuje mi moj pokoj. Uff... odetchnelam z ulga:)! Ciesze sie w duszy, ze jest tak dobrze, bo przed oczami stolo mi wspomnienie lubelskiego akademika, ktory straszyl zmysly na wszelkie mozliwe sposoby. Tu natomiast jest czysto, sprzety sa w dobrym stanie, a najbardziej raduje mala biala skrzynaczka na scianie...cudowny, niezastapiony internet!:)

Odrobina czasu

Nareszcie nastal dzien, kiedy moge rozpoczac opisywac pierwsze wrazenia z przyjazdu do Niemiec. Jestem tu juz co prawda od przeszlo dwoch tygodni, ale zdazylam napotkac na swojej drodze kilka przeciwnosci, ktore wymagaly ode mnie pelnej koncentacji i zabieraly duzo mojego czasu. Zdazylam m.in juz 2 razy zmienic mieszkanie. Wczoraj przewiozlam rzeczy do akademika, i oswajam sie z nowym miejscem. Mam nadzieje, ze dzieki temu ze w koncu "osiadlam" w jednym miejscu, uda mi sie zrobic troche zdjec i prowadzic relacje z pobytu w Niemczech. Systematycznosc nie jest jednak moja mocna stronna, wiec posty pojawiac sie beda nieregularnie...a czasem moze nawet w obcym jezyku:)

Donnerstag, 15. März 2007



Droga z Forellenhof do przystanku autobusowego zajmowala mi ok 15 minut. Wstawalam wczesnie, okolo 5 rano. Podstawowa rzecza byla latarka, bo jak widac latarni nie bylo:)
Forellenhof- moj pierwszy dom, a wlasciwie hotel:)Dzieki temu mialam przywilej jedzenia codziennie w restauracji, oczywiscie na koszt firmy;)