Choc niewiele mam zajec (dzieki Bogu, ze urodzilam sie Polka i zycie nauczylo mnie kombinowac) szybko zauwazylam roznice w poziomie nauczalnia miedzy naszym rodzimym krajem, a Niemcami. Nie chce tu w zadnym wypadku uogolniac, napewno wiele jest w Niemczech uniwersytetow, gdzie nauka wyglada podobnie jak u nas. Jednak pewne "drobne" szczegoly rzucaja sie natychmiast w oczy. Szczegolnie atrakcyjnie przedstawiaja sie roczne praktyki w zawodzie, gdzie przy wyborze nie istnieje wlasciwie ograniczenie co do miejsca destynacji...Szanghaj, Dubaj, Nowa Zelandia... marzenie nie tylko turysty, ale kazdego kto chce zwiazac swoja przyszlosc z hotelarstwem. Szkola jest anglojezyczna, lecz nie w polskim tego slowa znaczeniu. Rzadko kiedy slychac tu lamany angielski, prowadzacy w wiekszosci to native speakerzy, badz conajmniej ludzie, ktorzy spora czesc sowjego zycia spedzili za graniaca pracujac w roznych dziedzinach turystyki. Chetnie sie przychodzi na zajecia, gdzie mozna uslyszec o wahlarzu z zycia wzietych przykladow, a w odpowiednim momencie ksztacenia przejsc do raktyki. No i jezyki obce, chyba nigdy w ciagu czterech godzin zajec nie nauczylam sie tyle nowych rzeczy. Godne podziwu! W obliczu tych trzech istotnych faktow, drobne niedociagniecia, ktore zdarzaja sie zawsze, niknal gdzies w cieniu...
Abonnieren
Kommentare zum Post (Atom)
1 Kommentar:
Wieża na pierwszym zdjęciu kojarzy mi się z obozem koncentracyjnym, jeszcze te kolory i oszklone przejście, tylko wartownika brakuje
Kommentar veröffentlichen